Kolejny dzień powitałam o świcie.To już rytuał mój życiowy.Jakoś przyjęłam ten obowiązek na siebie bez słowa skargi a dzisiaj po tylu latach mogę powiedzieć,że lubię te poranne kawki i wstawanie o świcie niezależnie od pory roku.
Wczoraj wieczorem dowiedziałam się,że mam nowe imię...szmaciara.Tak nazwał mnie mój mąż.Dlaczego?Bo miałam pretensje,że zamiast z pracy wracać prosto do domu wstępuje do baru.A dom traktuje jako coś zupełnie mało ważnego i mało istotnego w swoim życiu.Przecież założyliśmy rodzinę wspólnie,bez niczyjego przymusu,dlaczego więc dzisiaj po 23 latach (właściwie dzieje się tak ponad 15lat)tak się zachowuje?Dlaczego straszy mnie,że jak tylko córka dorośnie zostawi mnie i zacznie żyć z kimś innym?Następnego dnia odwołuje to co powiedział przeprasza ale ja odbieram te przeprosiny raczej na odczepnego.Ot,żeby mieć czyste sumienie i kanapki do pracy, i seks na zawołanie a nie,że naprawdę żałuje tego co powiedział.Nie szanuje mnie to już wiem,zdałam sobie z tego sprawę niedawno.Nie dba o mnie jak powinien dbać mąż o żonę,nie troszczy się,nie wspólczuje gdy jestem chora.Uważa,że ma prawo mówić to co myśli i czuje,oczywiście,że ma...tylko dlaczego mnie to tak boli?On uwielbia kiedy dogada mi a mnie zaboli...pastwi się nade mną ,znęca psychicznie.Mam tego dość.Nie wiem jeszcze jak długo wytrzymam,jak długo dam sobie z tym radę,ale wiem,że nie pozwolę na to,żeby szkalował moją osobę.Jak to zrobię?Nie wiem.Jeszcze nie wiem.