piątek, 28 sierpnia 2009

Kolejny dzień

Kolejny dzień powitałam o świcie.To już rytuał mój życiowy.Jakoś przyjęłam ten obowiązek na siebie bez słowa skargi a dzisiaj po tylu latach mogę powiedzieć,że lubię te poranne kawki i wstawanie o świcie niezależnie od pory roku.

Wczoraj wieczorem dowiedziałam się,że mam nowe imię...szmaciara.Tak nazwał mnie mój mąż.Dlaczego?Bo miałam pretensje,że zamiast z pracy wracać prosto do domu wstępuje do baru.A dom traktuje jako coś zupełnie mało ważnego i mało istotnego w swoim życiu.Przecież założyliśmy rodzinę wspólnie,bez niczyjego przymusu,dlaczego więc dzisiaj po 23 latach (właściwie dzieje się tak ponad 15lat)tak się zachowuje?Dlaczego straszy mnie,że jak tylko córka dorośnie zostawi mnie i zacznie żyć z kimś innym?Następnego dnia odwołuje to co powiedział przeprasza ale ja odbieram te przeprosiny raczej na odczepnego.Ot,żeby mieć czyste sumienie i kanapki do pracy, i seks na zawołanie a nie,że naprawdę żałuje tego co powiedział.Nie szanuje mnie to już wiem,zdałam sobie z tego sprawę niedawno.Nie dba o mnie jak powinien dbać mąż o żonę,nie troszczy się,nie wspólczuje gdy jestem chora.Uważa,że ma prawo mówić to co myśli i czuje,oczywiście,że ma...tylko dlaczego mnie to tak boli?On uwielbia kiedy dogada mi a mnie zaboli...pastwi się nade mną ,znęca psychicznie.Mam tego dość.Nie wiem jeszcze jak długo wytrzymam,jak długo dam sobie z tym radę,ale wiem,że nie pozwolę na to,żeby szkalował moją osobę.Jak to zrobię?Nie wiem.Jeszcze nie wiem.

środa, 26 sierpnia 2009

Sierpniowy poranek

Wstałam o świcie,za oknem powoli słońce wychodziło zza chmur...czyżby deszcz?Nie.To tylko nieśmiałe budzenie ze snu.Nastawiłam ekspres i wyjęlam wczorajsze ciasto czekoladowe.

wtorek, 25 sierpnia 2009

Sielanka

Ostatnio rozpisuję się nad wschodami słońca,śpiewem ptaków o świcie,zapachem chleba a tak naprawdę są to tylko odskocznie od tego co mam.A co mam w domu?Kochanego męża nadużywającego alkoholu,wracającego późnym wieczorem do domu z pracy.Męża,którego wogóle noe obchodzi to,że czekam na niego z obiadem,uśmiechem,dobrym słowem.Dla niego ważne jest to żeby się po pracy rozerwać i zabawić w gronie kolegów ,przy piwie,najczęściej więc w drodze z pracy zagląda do baru.Denerwuję się a nawet złoszczę na to zachowanie, co w rezultacie prowadzi do większych lub mniejszych kłótni.potem po takiej burzliwej wymianie zdań i epitetow mąż słodko sobie śpi a ja rozpamietuję całą sytuację,płaczę i czuję pgromny żal,że moje życie jest monotonne i przeraźliwie smutne.Wiem...powinnam udać się po pomoc do poradni ,psychologa,pogadać z kimś...wstydzę się?...boję?...nie wiem...

Jest mi smutno i żal mijających dni...miesięcy...lat...kocham męża,ale już nie mam siły na niego cierpliwie czekać i znosić go nietrzeźwego...już nie.

Chleb

Uwielbiam zapach świeżego,jeszcze ciepłego chleba...właśnie takowy rozchodzi się po mieszkaniu.Upiekłam chleb, dzisiaj gryczany...taki pachnący z chrupiącą skórką,zachowujący świeżość przez kilka dni.Chleb bez konserwantów i calej tej chemicznej otoczki,na prawdziwym zakwasie.Pieczenie chleba to dla mnie rytuał.Szykuję potrzeba narzędzia,skwapliwie odmierzam produkty i przyprawy.Spokojnie,bez pośpiechu wyrabiam ciasto,które potem rośnie sobie w ciepłym miejscu.W tym czasie przygotowuję formę,lubię bochenki okrągłe i takie jak keks.Czasami formuję podłóżne bochenki ale te kojarzą mi się z chlebem kupowanym w sklepie,nie widać ,że to domowe pieczywo.A chcę,żeby mój chleb był przepyszny i niepowtarzalny.

niedziela, 23 sierpnia 2009

Ciasto drożdżowe ze śliwkami

Dzisiejszy dzień powitałam nieco później,bo ok.7.00 a zaczęłam od pysznej kawy i ciasta drożdżowego ze śliwkami.Spokojna niedziela,za oknem zza chmur przedzierało się słońce...chyba ładna pogoda też wzięła sobie urlop.

W całym mieszkaniu unosi się zapach drożdży,śliwek i gotującego się obiadu,sa to zapachy przecudne i nic nieprzyjemne.Wręcz odwrotnie budzą przemożną chęć zjedzenia czegokolwiek.

Pogoda nie nastraja do baraszkowania w wodzie ale jest akuratna na wycieczkę rowerową i tak też z całą rodzinką uczynimy po obiedzie.Wałówka do plecaka ,płaszcz przeciwdeszczowy(może spadnie deszcz) na bagażnik i ruszamy w teren.

sobota, 22 sierpnia 2009

Chmurki

Dzień dzisiaj pochmurny ale bardzo ciepły...widocznie ma się ku burzy...

A w mojej głowie już jest burza...mozgów rzecz jasna.Postanowiłam spisać wspomnienia z dzieciństwa i wczesnej młodości,wydarzenia radosne i smutne,opisać osoby,które kochałam i  kocham chociaż odeszły już na zawsze.Bo kiedy mnie zabraknie nikt już nie będzie o tym pamiętał a szkoda.

Kolejny dzień urlopu zaczął się zwyczajnie,domowe porządki,będzie i domowy obiadek,i wszystko w tempie spokojnym,niespiesznym,z rozmysłem.Tak lubię.

piątek, 21 sierpnia 2009

Radość

Cieszy mnie rano świergot ptaków za oknem,kolor wschodzącego słońca,zapach lasu rosnącego przy domu.Wstaję bardzo wcześnie niezależnie od pory roku ani od tego czy idę do pracy czy zostaję w domu.Poprostu jestem rannym ptaszkiem.

Dzisiaj zachwyciłam się wschodem sierpniowego słońca...ranki są już chłodne a słonko  budzi się później niż jeszcze przed miesiącem.Stałam na balkonie i obserwowałam jak z minuty na minutę robi się jasno i wstaje nowy dzień.Wdychałam zapach sosnowego lasu ,rośnie tuż przy domu i zastanawiałam się co dzisiaj mnie spotka,cóż się wydarzy takiego,abym jutro mogła o tym napisać?

Nie potrafię ostatnio dogadać się z mężem,z byle powodu powstaje kłótnia a z tego tylko krok do potężnej awantury. O ile kłótnie podobno oczyszczają atmosferę w związku ,o tyle awantury działają nań destrukcyjnie i to wiem napewno.Powody zawsze się znajdą jeśli się chce je znaleźć...mężowi udaje się to wyśmienicie,natomiast ja wytrącona z równowagi bronię się i nie pozostaję mu dłużna .Efekt:awantura,burza z gradobiciem i piorunami...o co?a na przykład o to,że dzwonię do męża pytając go o powrót do domu z pracy i podaje mi przybliżony czas,w rezultacie wraca 2-3godziny później nie poinformowawszy mnie o zmianach planu.Jestem oczywiście zła o to,ale cierpliwie czekam ,gdyż wychodzę z założenia,że wszystko się mogło zdarzyć.Zdumiewa mnie fakt,iż mąż spóźnia się bez powodu bo akurat miał ochotę wstąpić po drodze na piwo i pogadać z kolegami,ale po co miał mi to mówić skoro i tak jestem w domu.A to,że się o niego martwię ,czekam z kolacją to poprostu  nie jest ważne,ot podgrzeje się i tyle krzyku o nic.

Postanowiłam,że przestanę moją rodzinę uszczęśliwiać na siłę,zagłaskać można na śmierć podobno...ale bez głaskania i uszczęśliwiania też źle żyć.I co tu robić?